Co do ostatniego, a to przetapianie w tyglu to nie jest to samo i też ma być to żelazo dymarskie - dymarkowe, owszem rozumiem, że później przetapiano w tyglu, ale w jakim urządzeniu może piec kotlinkowy nie jest dymarką, tylko był po to by przetopić w jakichś tyglach żelazo.ADALBERTUS pisze: Czy przetapiano w nich żelazo….. Nie. Z całą pewnością nie przetapiano. Dlatego, że nigdzie na świecie nie potrafiono wówczas przetapiać żelaza, gdyż ten proces opanowano dopiero w drugiej połowie XIXw (!) Poza tym musiano by gdzieś to żelazo do hipotetycznego przetopu produkować – kółko się zamyka
Już na tym drugim forum o tym pisałem piec pudlarski, jest podobny do ostatniego projektu ich dymarki, chodzi o zastosowanie rusztu w wątku "Rekonstrukcja procesu dymarskiego":ADALBERTUS pisze: Trochę problemu robi tutaj stal damasceńska (stal damasceńska czyli bułat, nie mylić z dziwerem) Jest to wszak żelazo dymarkowe lub dymarskie, które następnie przetopiono w tyglu w celu nawęglenia i utworzenia struktury dendrytycznej. Formalnie więc jest to rzeczywiście s t a l, ale jedyna w swoim rodzaju (damasceńska).
viewtopic.php?p=51640#51640
http://www.upload.antiquitas.pl/Piec_2011%20kopia.jpg
Co do tych liczb może nazwa "galanteria żelazna" to nie jest najwłaściwsze określenie, chodzi nie tylko o broń, ale narzędzia, siekiery, topory, młoty, ciosła, sierpy, noże, nożyce do obcinania wełny, grociki do strzał łowiectwo, jako narzędzia powszechnie używane, czyli przez każdego ojca rodziny czy każdego chłopa, a przez to się ścierające, szczerbiące, korodujące, można je nadłamać, zgubić itd.
Co do zasięgu ma to być "kultura przeworska" a 300tys-400tys. km^2, to więcej niż państwo Kazimierza Wielkiego, jeśli tam było nawet tylko 2 miliony ludzi, 10-20 ton, rocznie to tylko 10-20g żelaza rocznie na osobę, jak się ostrzy nóż to po paru latach jest wspomnieniem noża, a toczyły te ludy wojny "Związek Lugii", jeśli przegrali bitwę czyli stracili broń to byli stratni nie tylko w ludziach, ale w tonach żelaza, to się nie bilansuje zwłaszcza, że archeologowie twierdzą, że większość wyrobów żelaznych ma być rodzima.
A jak się to ma do ilości zużytych rud, miały być nawet jakieś kopalnie, 10-11 tys ton żelaza, tę wielkość wziąłem z książki Bielanina, jak na kilkaset lat to jest to miniprodukcja. Te żużle pierwotne to po jakim procesie, jakiś wytop ale z czego, z jakiego urządzenia, z zwykłej "niskiej dymarki". Jeśli dobrze policzyłem to głównie w świętokrzyskim w XVIII wieku produkcja była ok 3000 żelaza ton rocznie, 150-300 razy więcej od w/w, przy niewiele większej gęstości zaludnienia.przede wszystkim przyjęta w oficjalnych opracowaniach produkcja całego ośrodka mazowieckiego czy świętokrzyskiego wynikała z szacunkowej wydajności pieca, a nie na odwrót
W czasach przedhistorycznych na obszarze tym wydobywano i obrabiano krzemienie, wytapiano także żelazo (m.in. w Nowej Słupi, gdzie znaleziono piecowisko złożone z 45 pieców hutniczych – dymarek, a także tzw. żużle pierwotne pochodzące z okresu od V wieku do X wieku.
A mniejsza o to, mnie zainspirowało do przyjrzenia się temu tematowi, te ostatnie odkrycie z Czelina, chodzi mi o ten miecz o gabarytach szabli może podobnej do szaszki, z wielkości kciuka można sądzić, że głownia ma ok. 3 cm szerokości nie ma na tej głowni też za bardzo rdzy, co to może być za metal, czy ten kolor coś mówi, z byle żelaza nie da się chyba wąskiej szabli zrobić, bo by się szybko w walce albo powyginała, albo połamała. Ma to być, według artykułu, wyrób miejscowy.
Wydaje mi się, że gdyby wyjaśniono dobrze co produkowały finalnie te "piece kotlinkowe" to łatwiej by było odpowiedzieć jak produkowały. Z tego co pamiętam takie szable przekazywało się synowi, łamano je tylko gdy ród się kończył w linii męskiej.
http://www.naukawpolsce.pap.pl/aktualno ... linie.html