grzanie blach
Moderatorzy: Nomad, BANAN, Marcin, Nikiel
grzanie blach
pytanie. czym grzejecie blachy ? paleniska, kotliny, itp pomijam. na jakichs starych zdjeciach z pracowni mardinusa przwinal mi sie jakis zwykly palniczek na propan-butan ? to wystarczy ? ? posiadam taki sprzet i dotychczas uzywalem go tylko do kladzenia papy czy lutowania na miekko instalacji z miedzi (na mala skale) i sprawdzal sie znakomicie jednak kiedy sprobowalem nagrzac tym blache to jakies nieporozumienie wyszlo. grzeje bardzo punktowo, dlugo i wogole jest jakos fe ( zupelnie nie jak na filmach ). zastanawiam sie teraz nad palnikiem propan tlen ale czy to z kolei nie za duza temperatura ? a moze z innej beczki wszystko to kwesita odpowiedniej dyszy ? jezeli tak to jak powinna wygladac i gdzie ja mozna kupic lub zrobic ?
Witam.
Sam propan-butan to mało - bardzo długo sie rozgrzewa do temp kucia ....
Kiedys miałem sam propan , potem zdwojone palniki w układzie tandem aby zwiekszyć efektywność - ale wszystko to mało .
Poza tym szło gazu.....
Teraz mam palnik tlenowo - propanowy .
Butla na propan-butan (taka standardowa) a do tego mała butla z tlenem (tlen kosztuje ok 26- 29 zł - za małą butlę 200 barów.
Rozgrzewa w kilka sekubd - ale ja mam punktowy palnik - tak ok 2 cm max nagrzania - wiec trzeba materiałem przemieszczać tak aby wiekszy obszar ogrzało.
Dodanie tlenu to było właśnie to - odkręca sie zawory - i mamy czerwony metal - to takie proste.......
Ja mam palnik zamocowany na stałe (mozliwość zmiany położenia) i płomień pionowo w dół ....
Pod płomieniem mam łapacz płomienia - takie pudełko z pokruszonym szamotem i wymoszczone azbestem .
łapie on płomień (szamot topi sie jak świeczka ) w czasie gdy nie grzeję materiału - a w czasie grzania to ten nadtopiony szamot oddaje czesc ciepła drugiej stronie blachy .
Poza tym płomień bez kontroli to niebezpieczna rzecz BHP ............ jakby był bez łapacza to o wypadek nietrudno - a moze jakiś pożar???.........
Sam propan-butan to mało - bardzo długo sie rozgrzewa do temp kucia ....
Kiedys miałem sam propan , potem zdwojone palniki w układzie tandem aby zwiekszyć efektywność - ale wszystko to mało .
Poza tym szło gazu.....
Teraz mam palnik tlenowo - propanowy .
Butla na propan-butan (taka standardowa) a do tego mała butla z tlenem (tlen kosztuje ok 26- 29 zł - za małą butlę 200 barów.
Rozgrzewa w kilka sekubd - ale ja mam punktowy palnik - tak ok 2 cm max nagrzania - wiec trzeba materiałem przemieszczać tak aby wiekszy obszar ogrzało.
Dodanie tlenu to było właśnie to - odkręca sie zawory - i mamy czerwony metal - to takie proste.......
Ja mam palnik zamocowany na stałe (mozliwość zmiany położenia) i płomień pionowo w dół ....
Pod płomieniem mam łapacz płomienia - takie pudełko z pokruszonym szamotem i wymoszczone azbestem .
łapie on płomień (szamot topi sie jak świeczka ) w czasie gdy nie grzeję materiału - a w czasie grzania to ten nadtopiony szamot oddaje czesc ciepła drugiej stronie blachy .
Poza tym płomień bez kontroli to niebezpieczna rzecz BHP ............ jakby był bez łapacza to o wypadek nietrudno - a moze jakiś pożar???.........
Brzmi zachęcająco...Mardinus pisze:
Teraz mam palnik tlenowo - propanowy .
Butla na propan-butan (taka standardowa) a do tego mała butla z tlenem (tlen kosztuje ok 26- 29 zł - za małą butlę 200 barów.
A to już gorzej - jak się kuje nakolanek czy coś takiego, to jeszcze, ale przy np napierśniku - makabreska, ręka odpada.Rozgrzewa w kilka sekubd - ale ja mam punktowy palnik - tak ok 2 cm max nagrzania - wiec trzeba materiałem przemieszczać tak aby wiekszy obszar ogrzało.
Witam.
w sumie do pracy potrzeba małego kawałka rozgrzanego metalu (wiekszy stygnie bardzo prędko - to jest blacha ....).
I wystaczy .
Do kucia potrzeba plastycznego materiału , oraz materiału nieplastycznego - jako bazy do wyciągania kształtu.
kirysu nie kułem wiec nie wiem .......
Płomień jest tak gorący ,że jesli sie nie rusza materiału to wypala otwór w blasze ...
Temperature płomienia sie reguluje - jak wiecej tlenu to temp wieksza ......
Wtedy nagrzewa sie placek (ok 2-3 sekundy przy 2mm grubosci) a potem powoli go poszerzamy - po ok 5 sekundach mozemy mieć rozgrzany obszar -ok 6 na 6 cm.
Gdy jakis czas obrabiamy dany detal - to grzanie jest szybsze - metal w całości jest nagrzany .
w sumie do pracy potrzeba małego kawałka rozgrzanego metalu (wiekszy stygnie bardzo prędko - to jest blacha ....).
I wystaczy .
Do kucia potrzeba plastycznego materiału , oraz materiału nieplastycznego - jako bazy do wyciągania kształtu.
kirysu nie kułem wiec nie wiem .......
Płomień jest tak gorący ,że jesli sie nie rusza materiału to wypala otwór w blasze ...
Temperature płomienia sie reguluje - jak wiecej tlenu to temp wieksza ......
Wtedy nagrzewa sie placek (ok 2-3 sekundy przy 2mm grubosci) a potem powoli go poszerzamy - po ok 5 sekundach mozemy mieć rozgrzany obszar -ok 6 na 6 cm.
Gdy jakis czas obrabiamy dany detal - to grzanie jest szybsze - metal w całości jest nagrzany .
dzis kolejna proba. dodalem jak to nazywacie lapacz plomienia - szrotowy naramiennik miseczkowy wypelniony nitami. nity szybko nagrzal do czerwonosci. na blache trzeba bylo troche poczekac. roznica duza, jednak nadal to nie to (moim zdaniem) obszar rozgrzewany to max 5 cm i ta czerwoność to tez taka jakas szybka (zanim obrocilem sie do kowadla tracilo juz kolor). moim zdaniem wszystko jest kwestia dyszy. ja widze to jako cos gabarytowo jak kubeczek jednorazowy do gory nogami.
pozatym dzis zauwazylem ze jak ktos gdzies pisal przerzucic sie z klapania na zimno na klepanie na goraco jest cholernie trudno ( przynajmniej moim zdaniem). absolutnie nie umiem zapanowac nad blacha za pomoca szczypiec az korci zeby zlapac reka jak sobie z tym radzicie moze to tylko kwestia slizgajacych sie szczypiec ?
pozatym dzis zauwazylem ze jak ktos gdzies pisal przerzucic sie z klapania na zimno na klepanie na goraco jest cholernie trudno ( przynajmniej moim zdaniem). absolutnie nie umiem zapanowac nad blacha za pomoca szczypiec az korci zeby zlapac reka jak sobie z tym radzicie moze to tylko kwestia slizgajacych sie szczypiec ?
Ostatnio zmieniony 16 wrz 2010, 20:53 przez Maciej, łącznie zmieniany 1 raz.
Ja wykułem już kilka, więc mogę zapewnić, że kilkugodzinna manipulacja takim żelastwem pod płomieniem jest katuszą.Mardinus pisze: kirysu nie kułem wiec nie wiem .......
Hmm. To ja chyba jednak pozostanę przy swoim propanie na cegłach - efekt podobny, a nie ma ryzyka przepalenia materiału A że trochę dłuższy - mi się nie spieszyPłomień jest tak gorący ,że jesli sie nie rusza materiału to wypala otwór w blasze ...
Temperature płomienia sie reguluje - jak wiecej tlenu to temp wieksza ......
Wtedy nagrzewa sie placek (ok 2-3 sekundy przy 2mm grubosci) a potem powoli go poszerzamy - po ok 5 sekundach mozemy mieć rozgrzany obszar -ok 6 na 6 cm.
Miałeś po prostu za słabo rozgrzaną blachę. Wiadomo, że podczas podróży od palnika do kowadła straci się te kilka stopni, ale jeśli kolor się zatracał, to trzeba bardziej grzać - trzymaj blachę bliżej płomienia. No chyba, że masz wyjątkowo daleko do kowadła :-)Maciej pisze:jednak nadal to nie to (moim zdaniem) obszar rozgrzewany to max 5 cm i ta czerwoność to tez taka jakas szybka (zanim obrocilem sie do kowadla tracilo juz kolor). moim zdaniem wszystko jest kwestia dyszy. ja widze to jako cos gabarytowo jak kubeczek jednorazowy do gory nogami.
Ogólnie rzecz biorąc, kucie na mieszance tlen-propan wychodzi taniej, niż kucie na samym propanie. Mieszanka starcza na dłużej, daje oszczędność czasu - a to chyba najważniejsze.
Przerzucenie się z kucia na zimno na kucie na gorąco, to właściwie nauka od nowa. Są to absolutnie odrębne "nurty", nic dziwnego, że masz problemy. Z czasem wyrobią się odpowiednie nawyki i robota pójdzie bez problemów ;-)pozatym dzis zauwazylem ze jak ktos gdzies pisal przerzucic sie z klapania na zimno na klepanie na goraco jest cholernie trudno ( przynajmniej moim zdaniem). absolutnie nie umiem zapanowac nad blacha za pomoca szczypiec az korci zeby zlapac reka jak sobie z tym radzicie moze to tylko kwestia slizgajacych sie szczypiec ?
Dopiero przy takich elementach jak kirys czy hełm z jednego kawałka można poczuć, że płatnerstwo to o wiele cięższa praca, niż mogłoby się wydawać na początku...Mardinus napisał/a:
kirysu nie kułem wiec nie wiem .......
Ja wykułem już kilka, więc mogę zapewnić, że kilkugodzinna manipulacja takim żelastwem pod płomieniem jest katuszą.
Ostatnio dorobiłem się paleniska z prawdziwego zdarzenia, większe połacie blachy nagrzewam więc bez palnika. Warto posiadać obie te rzeczy i korzystać w miarę potrzeby.
Jak się długo klepało na zimno, to fakt, nawyki się wyrabiająMaleus pisze: Przerzucenie się z kucia na zimno na kucie na gorąco, to właściwie nauka od nowa. Są to absolutnie odrębne "nurty", nic dziwnego, że masz problemy. Z czasem wyrobią się odpowiednie nawyki i robota pójdzie bez problemów ;-)
Natomiast co do "ślizgających się szczypiec" - dobre szczypce nie powinny się ślizgać, tylko trzymać jak imadło. Co muszą mieć dobre szczypce?
- szczęki wyprofilowane do blachy, tzn stykające się dużą powierzchnią;
- długie, sztywne rączki, żeby maksymalnie wykorzystać efekt dźwigni i przy lekkim nacisku ręki mocno zaciskać szczęki na blasze;
- przy zachowaniu powyższego, rączki muszą mieć niewielkie rozwarcie, żeby można było nimi wygodnie manipulować palcami jednej ręki.
Do dużych elementów dobrze jest sprawić sobie szczypce samozaciskowe, tylko trzeba im zeszlifować do odpowiednich płaszczyzn szczęki, bo potrafią kaleczyć blachę, a takie ślady potem trudno usunąć.
Z tricków - przy kuciu mocno wyoblonych elementów typu nakolanki dobrze jest robić sobie "liść roboczy" - kawałek metalu, za który można trzymać element, kiedy ten jest już mocno wyoblony. Później się go obcina.
A tam zaraz długo, ledwie kilka miesięcy :-) A znam takich co już od lat klepią "na zimno". Jakby nie było, te kilka miesięcy to czas stracony - lepiej od razu robić jak się należy.EO pisze:Jak się długo klepało na zimno, to fakt, nawyki się wyrabiająMaleus pisze: Przerzucenie się z kucia na zimno na kucie na gorąco, to właściwie nauka od nowa. Są to absolutnie odrębne "nurty", nic dziwnego, że masz problemy. Z czasem wyrobią się odpowiednie nawyki i robota pójdzie bez problemów ;-)
no to jutro eksperyment pod tytulem kleszczeEO pisze:Jak się długo klepało na zimno, to fakt, nawyki się wyrabiająMaleus pisze: Przerzucenie się z kucia na zimno na kucie na gorąco, to właściwie nauka od nowa. Są to absolutnie odrębne "nurty", nic dziwnego, że masz problemy. Z czasem wyrobią się odpowiednie nawyki i robota pójdzie bez problemów ;-)
Natomiast co do "ślizgających się szczypiec" - dobre szczypce nie powinny się ślizgać, tylko trzymać jak imadło. Co muszą mieć dobre szczypce?
- szczęki wyprofilowane do blachy, tzn stykające się dużą powierzchnią;
- długie, sztywne rączki, żeby maksymalnie wykorzystać efekt dźwigni i przy lekkim nacisku ręki mocno zaciskać szczęki na blasze;
- przy zachowaniu powyższego, rączki muszą mieć niewielkie rozwarcie, żeby można było nimi wygodnie manipulować palcami jednej ręki.
Do dużych elementów dobrze jest sprawić sobie szczypce samozaciskowe, tylko trzeba im zeszlifować do odpowiednich płaszczyzn szczęki, bo potrafią kaleczyć blachę, a takie ślady potem trudno usunąć.
Z tricków - przy kuciu mocno wyoblonych elementów typu nakolanki dobrze jest robić sobie "liść roboczy" - kawałek metalu, za który można trzymać element, kiedy ten jest już mocno wyoblony. Później się go obcina.